Cnota umiarkowania

„ Zawsze, gdy mówimy o cnotach – nie tylko o głównych (czyli kardynalnych), ale o wszystkich, o jakiejkolwiek, musimy mieć przed oczyma realnego, konkretnego człowieka. Cnota nie jest czymś abstrakcyjnym, oderwanym od życia. Jest ona wręcz przeciwnie, bardzo głęboko „wpisana w życie – z tego życie wyrasta i jemu nadaje kształt. Cnota stanowi o tym, jak człowiek żyje i jak działa, jak postępuje.”

„(...) wszystkie te przymioty (raczej: postawy) człowieka o których stanowią poszczególne cnoty kardynalne, są wzajemnie ze sobą powiązane. Nie można więc być człowiekiem prawdziwie roztropnym, ani rzetelnie sprawiedliwym, ani naprawdę mężnym – jeśli brakuje cnoty umiarkowania.”

„W każdym z nas bowiem jest jakby wyższe i niższe „ja”. O tym niższym „ja” stanowi poniekąd nasze ciało i to, co jest z nim związane, jego potrzeby, ale także jego pożądania, namiętności o charakterze nade wszystko zmysłowym. Otóż cnota umiarkowania zapewnia w każdym człowieku panowanie „wyższego ja” nad „niższym”. Czy oznacza to poniżenie naszego ciała? Jakieś jego upośledzenie? Wręcz przeciwnie, oznacza to jego dowartościowanie. Cnota umiarkowania przyczynia się do tego, że ciało i zmysły zyskują właściwe dla siebie pozycje w całym naszym człowieczeństwie.”

„Cnota ta nazywa się także „wstrzemięźliwością”. Bardzo słusznie. Abyśmy bowiem mogli panować nad naszymi namiętnościami, nad pożądliwością ciała, nad wybuchami zmysłowości (...) – musimy niejako zachować dystans wobec siebie samych, a przede wszystkim wobec naszego niższego „ja” (...) Czy to znaczy, że człowiek cnotliwy, umiarkowany, nie może być spontaniczny, nie może cieszyć się, nie może płakać, nie może dawać zewnętrznego wyrazu swoich uczuć, że musi uczuciowo zobojętnieć, oziębnąć, niejako skamienieć? Żadną miarą! Wystarczy spojrzeć na Pana Jezusa, aby się o tym przekonać. Etyka chrześcijańska nie utożsamiała się nigdy ze stoicką. Natomiast – przyjmując całe bogactwo uczuć i wzruszeń, jakim jest obdarzony każdy człowiek, każdy zresztą inaczej (...) trzeba również zgodzić się na to, iż ten człowiek nie może inaczej osiągnąć dojrzałej spontaniczności, jak tylko przez pracę nad sobą i przez swoiste czuwanie w całym swoim postępowaniu. Jest to właśnie wyraz cnoty „umiarkowania”, cnoty, cnoty „wstrzemięźliwości”.

Przemówienie na audiencji ogólnej 22.XI. 1978 r.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

tia... warto czasem spokojnie, z boczku przyjrzeć się własnej "narwaności", nie po to, żeby ją wyrzucić, tylko żeby ją właściwie ocenić, dać jej miejsce, na które zasługuje, a jednocześnie nie przeceniać jej. To jest wstrzemięźliwość? Hm, nie wiedziałam...
Erunandelincë

Kropka pisze...

Chyba tak... na to wygląda... w życiu musi być miejsce na spontaniczność i na przemyślanie dizałanie. Ale poza tym, jak tak się rozglądam wokół, to myślę, że można dojść do wniosku, że ludzie zapomnieli, że mają dwa "ja", wyższe i niższe. Zrobiło im się jedno "ja", któremu na imię wolność, a ta wolność oznacza, że wszystko jest dozwolone, nieważna jest troska o innych, którzy są obok, nie ma raczej żadnych norm także moralnych, bo każdy sam je sobie ustala, w imię tej wolności. Odczłowieczamy się generalnie :/ A potem się straaasznie dziwimy, że jest jak jest.